12 maja 2017 r., godzina 21:09. Rafał Siemaszko z najbliższej odległości pakuje piłkę do siatki Wojciecha Małeckiego i wyprowadza Arkę na prowadzenie w meczu 33. kolejki Ekstraklasy z Górnikiem Łęczna. Walka o utrzymanie między tymi zespołami idzie w tym czasie już na noże. Żółto-niebiescy są co prawda napędzeni zdobytym 10 dni wcześniej Pucharem Polski, ale w lidze nie wygrali od dziewięciu kolejek. W piątkowy wieczór w Gdyni dowożą jednak 1:0 do ostatniego gwizdka i wygrzebują się z marazmu, w jakim tkwili miesiącami.

27 maja 2017 r., godzina 18:23. Ten sam Rafał Siemaszko strzela gola ręką Ruchowi Chorzów. Remis 1:1 utrzymuje Arkę na powierzchni, jest gwoździem do trumny chorzowian, ale też wprawia w poważne tarapaty ekipę z Łęcznej, która na kolejkę przed końcem pozostaje w strefie spadkowej. Nic więc dziwnego, że głosy oburzenia dobiegające z Lubelszczyzny są niemal równie głośne, jak te z Chorzowa. Walka jednak trwa nadal.

2 czerwca 2017 r., godzina 22:25. Sędzia Piotr Lasyk kończy mecz pomiędzy Zagłębiem Lubin a Arką. Gdynianie wygrywają przy ul. Skłodowskiej-Curie 3:1 i przyklepują utrzymanie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W tym samym czasie Górnik Łęczna toczy swoją rywalizację w Chorzowie z Ruchem. Prowadzi 2:0 do 90. minuty, ale kiedy otrzymuje informację, że mleko już się rozlało, a Ekstraklasa zostaje w Gdyni, traci dwie bramki i spotkania nie wygrywa. Ostatecznie Arka zostaje sklasyfikowana na 13. miejscu w tabeli, piętnastych łęcznian wyprzedzając o dwa punkty.

W kolejnym sezonie Górnik zalicza kolejną degradację, tym razem z I ligi. Grzęźnie na trzecim poziomie rozgrywkowym. Po dwóch latach ponownie melduje się jednak na zapleczu Ekstraklasy i ma spore ambicje. W takich oto okolicznościach jeszcze raz spotyka na swojej drodze Arkę, która znów – podobnie jak trzy lata temu, zachowując oczywiście wszelkie proporcje – zmaga się ze sporym marazmem. By utrzymywać się w czołówce I ligi, gdynianie muszą się z tego uśpienia obudzić. W środę o 17:40 przy al. Jana Pawła II intensywne odrabianie zaległości.

Gdy oba zespoły przymierzały się do rozgrywania tego meczu w pierwotnym terminie w 3. kolejce, starcie zapowiadało się hitowo. Zarówno żółto-niebiescy, jak i zielono-czarni wygrywali wszystko jak leci. Szlagier I ligi został jednak storpedowany przez koronawirusa u Adama Marciniaka, a w międzyczasie w obu obozach w sprawnie funkcjonujących mechanizmach coś zaczęło się zacinać. Górnik po czterech zwycięstwach z rzędu, w dwóch ostatnich potyczkach zaledwie remisował, jednak pozostaje bardzo groźną ekipą. W poprzednim sezonie wygrał II ligę ze stosunkowym spokojem. W przerwie między rozgrywkami jeszcze się wzmocnił, sprowadzając do podstawowego składu Macieja Gostomskiego, Serhija KrykunaKarola Struskiego. Widać, że budowa drużyny realizowana przez Kamila Kieresia ma ręce i nogi. 46-letni trener zaczął pracę na Lubelszczyźnie w lipcu ubiegłego roku i na dzień dobry zrobił awans. Teraz jego autorski zespół daje radę w I lidze, co było zresztą do przewidzenia – już przed startem kampanii 2020/2021 dało się zauważyć, że zielono-czarni stanowią drużynę składaną najrozsądniej spośród beniaminków, a już na pewno najlepiej poukładaną taktycznie. To wszystko się potwierdziło na boisku – po 9. kolejce Górnik znajduje się na 5. lokacie w tabeli i może pochwalić się najstabilniejszą defensywą w lidze. Łęcznianie stracili do tej pory tylko dwie bramki, choć trzeba podkreślić, że rozegrali też zaledwie sześć meczów. To niesamowite, bo średnia wieku bramkarza i czwórki obrońców gospodarzy środowej rywalizacji liczy… 34 lata. Nie, to nie pomyłka, sami liczyliśmy. Gdyby Maciej Gostomski, Paweł Sasin, Paweł Baranowski, Tomasz MidzierskiLeandro dokumentowali każdy stadion, na jakim przyszło im grać w ciągu tych wielu stuleci lat piłkarskich przygód, prawdopodobnie mogliby wygenerować najbardziej precyzyjne vademecum kibica w tym kraju. Ale przecież nie samą defensywą Górnik zdobywa punkty. Z tym, że z przodu sprawa jest prosta – całą grę robi duet Paweł WojciechowskiBartosz Śpiączka. Dwójka napastników zielono-czarnych ma już w tym sezonie na koncie łącznie 7 goli i 4 asysty (w sześciu spotkaniach, przypominamy). Wydaje się, że droga do wywiezienia z Łęcznej trzech punktów wiedzie dla Arkowców poprzez zwojowanie środka pola albo poprzez przyspieszanie gry blisko pola karnego Gostomskiego, wysoki pressing, narzucenie mocnego tempa, zamęczenie wiekowych defensorów Górnika. Do śmiałości w poczynaniach boiskowych dodatkowo powinna zachęcać absencja podstawowego lewoskrzydłowego gospodarzy środowej potyczki Serhija Krykuna. Ukrainiec w sobotnim pojedynku z Widzewem obejrzał bezpośrednią czerwoną kartkę, przez co zamiast nękać przy al. Jana Pawła II Arkadiusza Kasperkiewicza, musi raczej zapoznać się z przepisami epidemiologicznymi i upewnić się, że będąc pracownikiem klubu będzie mógł zająć miejsce na zamkniętych trybunach. 24-latka zastąpi w meczu z Arką prawdopodobnie 20-letni szalenie utalentowany skrzydłowy Michał Goliński, który przeżywa czwartą młodość po świetnych okresach w Lechu, Groclinie i Zagłębiu Lubin na początku sezonu pełnił funkcję podstawowego młodzieżowca ekipy Kieresia, ale ostatnio zmagał się z urazem.

Tymczasem żółto-niebiescy zajmują się ostatnio tańczeniem chocholego tańca. Znajdują się w dużym marazmie, uśpieniu, na boisku prezentują się anemicznie – zwłaszcza w linii pomocy brakuje ruchu, przyspieszenia, zadziorności, gryzienia murawy. Kibice po spotkaniu ze Stomilem największe pretensje mieli właśnie o deficyt zaangażowania. Sytuacja bardzo przypomina tę z sezonu 2016/2017, kiedy w dziewięciu kolejkach bez zwycięstwa problemem również był brak szybkości i agresji. Potrzebny jest ktoś, kto zadmie w złoty róg i obudzi Arkowców z tego okrutnego letargu. Trzy lata temu był to Rafał Siemaszko. Kto uczyni to tym razem? Nie wiemy, ale by wygrać w Łęcznej, gdynianie będą musieli zagrać znacznie energiczniej i skuteczniej niż w ostatnich spotkaniach. Być może pomoże im w tym powrót Bartosza Kwietnia, który w sobotę zmagał się z infekcją, ale jest szansa, że na Lubelszczyźnie wystąpi. Tak czy inaczej, przed podopiecznymi Ireneusza Mamrota trudne zadanie. Arka nigdy nie wygrała z Górnikiem w Łęcznej. Nie można jednak składać broni – analogiczna statystyka dotyczyła pojedynków w Niecieczy i została już przez zawodników w tym sezonie przełamana. Żółto-niebiescy na pewno muszą w środę dać z siebie wszystko – mecz z Zagłębiem Sosnowiec i tak został przełożony, więc nie ma po co oszczędzać sił.

Liczymy na powrót zespołu grającego szybko i kombinacyjnie, jaki prezentował się nam na początku sezonu. Mamy nadzieję, że zła passa zostanie przerwana, a Arka pokaże dużą jakość na boisku. Potrzebny jest wstrząs, huk, dźwięk rogu, otrzeźwienie, wybudzenie z chocholego tańca. Oby trener Mamrot potrafił wywołać taki efekt. Wierzymy w trzy punkty przywiezione z Lubelszczyzny. Jesteśmy z wami, Areczko, jesteśmy z wami!