Sobotnia porażka GKS-u Tychy z Niecieczą sprawiła, że w kwestii bezpośredniego awansu do Ekstraklasy Arkowcy znów mieli wszystko w swoich nogach. W przypadku czterech zwycięstw w czterech ostatnich kolejkach nie było możliwości, żeby nie wrócili do elity. Było jednak wiadomo, że taki scenariusz oznaczałby serię dziewięciu triumfów z rzędu, a o taką będzie niezwykle ciężko. W pierwszym z czterech finałów żółto-niebiescy mieli teoretycznie najłatwiejsze zadanie - ich rywalem był Widzew Łódź, który spokojnie gra sobie w środku tabeli i w tym sezonie nie ma już przed sobą wyraźnych celów. Dariusz Marzec nie zaskoczył wyjściowym składem - do jedenastki gdynian po pauzie za kartki wrócił Fabian Hiszpański, który został desygnowany do boju na lewym wahadle. Po przeciwnej stronie boiska od pierwszej minuty biegał Arkadiusz Kasperkiewicz. W szeregach łodzian Daniela Tanżynę, który musiał odcierpieć karencję za kartki, zgodnie z planem zastąpił Michał Grudniewski. Od początku rywalizacji mogliśmy też oglądać Michaela Ameyawa, który w tygodniu podpisał kontrakt z Piastem Gliwice.

Mecz zaczął się od optycznej przewagi Arki, która rozgrywała swoje akcje na połowie gości. W 9. minucie zrobiło się jednak groźnie pod bramką Kajzera. Kun przeprowadził indywidualną akcję z prawej strony pola karnego, ograł Memicia i Letniowskiego i szukał podania w stronę Tomczyka z linii końcowej, ale Deja w porę zablokował tę próbę. Trzynaście minut później Letniowski zagrał dobrą piłkę na prawe skrzydło do Kasperkiewicza, ten dośrodkował w szesnastkę, a Aleman główkował kilka metrów obok prawego słupka bramki Wrąbla. W kolejnej akcji Memić wprowadził piłkę na połowę Widzewa, Rosołek na lewej stronie poradził sobie z Nowakiem i wstrzelił futbolówkę w pole karne, ta odbiła się od Hanouska i znalazła się na piątym metrze od bramki pod nogami Hiszpańskiego - wahadłowy Arki w wymarzonej sytuacji za długo zbierał się jednak do strzału i został zablokowany przez Bechta, a dobitka Żebrowskiego z 16 m nie sprawiła problemów Wrąblowi. W 38. minucie Kun mocno uderzał sprzed pola karnego, jednak Kajzer był na posterunku. Do przerwy w Gdyni goli nie oglądaliśmy.

Od początku drugiej części gry na boisku panował chaos, a gra toczyła się głównie w środku pola. W 65. minucie trener Broniszewski odrzucił piłkę, którą Arkowcy chcieli szybko wyrzucić z autu, za co sędzia Rasmus ukarał go czerwoną kartką i wyrzucił na trybuny. Trzy minuty później przyjezdni przeprowadzili składną akcję prawą stroną, którą kończył strzałem przy bliższym słupku Hanousek, jednak uderzenie Czecha wylądowało w rękawicach Kajzera. Po chwili odpowiedzieli gdynianie - Żebrowski zagrał świetną piłkę wyprowadzającą Alemana sam na sam z Wrąblem, Ekwadorczyk minął już golkipera Widzewa, ale mając przed sobą pustą bramkę, zamiast strzelać prawą nogą z ostrego kąta, szukał spektakularnego uderzenia lewą nogą krzyżakiem i nie trafił w bramkę. W 75. minucie łodzianie mieli rzut wolny tuż sprzed pola karnego żółto-niebieskich, jednak Michalski trafił w mur. Dwie minuty później Poczobut znakomicie dograł futbolówkę do wbiegającego w szesnastkę Arki Kosakiewicza, ten znalazł Hanouska, próbę czeskiego pomocnika z najbliższej odległości wybornie obronił Kajzer, a Tomczyka przed dobitką powstrzymał Danch i wybił piłkę z pola karnego. Ostatnie 10 minut przebiegało pod znakiem dominacji podopiecznych Dariusza Marca, ale nie byli oni w stanie stworzyć sobie klarownych okazji i spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem.

Gdynianie zagrali w niedzielę słabszy mecz niż w swoich ostatnich występach na boiskach I ligi. Brakowało im świeżości, ostatniego podania, zęba w kreowaniu akcji ofensywnych. Przez 90 minut bili głową w mur i nie byli w stanie przedrzeć się przez dobrze zorganizowaną obronę Widzewa. Na plus należy zapisać postawę defensywy żółto-niebieskich. Daniel Kajzer zachował czyste konto w czwartym spotkaniu z rzędu, Michał Marcjanik wciąż znajduje się w doskonałej formie, a pozostali obrońcy niewiele ustępują swojemu kapitanowi w skuteczności poczynań boiskowych. Mimo wszystko niedzielne granie zakończyło się tylko remisem, który jest bolesną stratą dwóch oczek w wyścigu o strefę bezpośredniego awansu do Ekstraklasy. Kiedy nie możesz wygrać, zrób wszystko, żeby mecz zremisować - tyle, że w przypadku Arkowców ten punkt jest jedynie kroplą w morzu potrzeb. W tabeli piłkarze Dariusza Marca plasują się na 4. miejscu z taką samą liczbą punktów, co wyprzedzający ich dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich spotkań GKS Tychy, z trzema oczkami straty do Radomiaka i jednocześnie z dwoma punktami przewagi nad Łódzkim Klubem Sportowym. Zapewnili już sobie na 100% baraże o awans do Ekstraklasy. Teraz trzeba grać o bezpośredni awans, bo ten wciąż jest jak najbardziej możliwy - gdynianie potrzebują trzech zwycięstw w trzech ostatnich kolejkach i potknięcia GKS-u Tychy (a że ten gra jeszcze z Widzewem, Odrą i ŁKS-em, wcale nie jest to wykluczone). Następny mecz Arka rozegra w sobotę o 17:00 z Koroną w Kielcach.


Arka Gdynia - Widzew Łódź 0:0

Arka: Kajzer - Danch, Marcjanik, Memić - Kasperkiewicz, Deja, Letniowski (54' da Silva), Aleman, Hiszpański - Rosołek, Żebrowski (70' Ł. Wolsztyński).

Widzew: Wrąbel - Stępiński, Grudniewski, Nowak, Becht - Kun (75' Kosakiewicz), Poczobut, Hanousek, Michalski, Ameyaw (85' Samiec-Talar) - Tomczyk (90' Robak).

Żółte kartki: Letniowski, Memić, Ł. Wolsztyński - Hanousek, Nowak.

Sędzia: Sylwester Rasmus (Kończewice).

Frekwencja: 3462.